Niezależnie od tego jak bardzo sarmacka polityka zgnuśniała i jak bardzo niesmaczna stała się dla ogółu społeczeństwa, a przede wszystkim najbardziej zainteresowanych - polityków, należałoby się spodziewać zachowania choćby minimalnych standardów i swego rodzaju klasy. O tym jednak można zapomnieć, bo władze stają się pyszne mimo, że polityczne ciasto zamiast rosnąć w piekarniku zmienia się w zakalec. Dla wyrafinowanych kubków smakowych taka kuchnia jest niedopuszczalna.
Status posła czy kanclerza to status szczególny. Mam co prawda świadomość, że nie niesie za sobą dawnego uznania i jako taki stał się nadwyrężoną karykaturą już dawno temu, no ale nawet w czasie upadku znaczenia kluczowych z punktu widzenia ustroju państwa funkcji wypada upadać jak należy. Kadencja obecnego Sejmu nawet się na dobre nie rozpoczęła, a już mogliśmy wszyscy być świadkami niezwykłego (pod pewnymi względami nawet zabawnego) przedstawienia. Igrzyska zostały rozpoczęte, ale w mojej ocenie to olimpiada mająca na celu wyłonienie najsłabszego Sejmu jaki w ostatnim czasie miałem okazję obserwować.
Zaczęło się jak zacząć powinno - od wyboru Kanclerza. Sejm miał sposobność wybrać szefa sarmackiego rządu spośród dwóch kandydatów. Jeden pokusił się o wstępny brief planu ramowego swojego expose. Drugi nie pokusił się nawet o to, ale głos swój i posła Wandera uzyskał. O tym, że poseł Powietrzny zagłosował na siebie pisać jednak nie będę, bo to naturalne zachowanie i nie ma w nim nic ciekawego. O wiele ciekawsze jest to, skąd poparcie dla Powietrznego (kandydatura całkowicie pod znakiem zapytania bo i nic o sobie nie powiedziała) udzielone przez JKW Wandera. Dla posła Wandera nie grało roli to czy popierany kandydat ma plan na sprawowanie urzędu, ani to czy posiada zaplecze kadrowe umożliwiające mu zagwarantowanie jako tako sprawnego aparatu administracyjnego państwa. Szalę sympatii politycznej przelała deklaracja posła Powietrznego o poparciu programu stronnictwa księcia-seniora. To był nawet zabawny event, niemniej rtęciowy nalot na języku pozostał.
Następnie wszyscy obserwowaliśmy kryzys biegunkowy posła Powietrznego, który nie mógł (i moim zdaniem nadal nie może) podjąć decyzji czym chce się w Sarmacji zajmować, więc szaleńczo i nieco na oślep, niczym wystraszona, spłoszona sarna, składa kolejne kandydatury i z nich rezygnuje, by następnie je reanimować. Świetnie rozumiem, że to nowy, mało doświadczony mikronauta i dopóki całość opisanego zachowania zamykała się w garniturze obywatela nie było to niczyją sprawą. Ale teraz kawaler Powietrzny jest posłem i dla mnie, jako byłego asesora i marszałka Trybunału Koronnego niedopuszczalne jest tak lekkomyślne podejście do ubiegania się o funkcję w ramach krajowego sądownictwa. Tak się najzwyczajniej nie godzi. Niezależnie od powodów poseł Powietrzny nabija się z sarmackiej judykatywy.
Poseł Powietrzny nie poprzestał jednak na swoim niezdecydowaniu i postanowił uprawiać prywatę w Sejmie. To ustalone zostało bezapelacyjnie. Bo jak inaczej nazwać celowe głosowanie przeciw kontrkandydatom (bez podania merytorycznego uzasadnienia) w czasie obrad Wysokiej Izby, tak by zachowany został choć jeden wakat na stanowisku asesorskim, który chce się objąć? W poprawnopolityczne synonimy i infantylizmy uciekać nie zamierzam. To działanie wbrew składanej przysiędze poselskiej i doprawdy nie rozumiem dlaczego bez wątpienia zawiedzeni wyborcy posła Powietrznego nie domagają się złożenia przez niego mandatu. Aż tak jest to im obojętne?
Potwierdzeniem powyższego akapitu jest fakt, że poseł Powietrzny z premedytacją i właściwym sobie stylem bycia sukcesywnie unika jakiegokolwiek uzasadnienia oddanych przez siebie głosów w głosowaniach nad wyborem asesorów. Zdaje się, że poważany poseł nie rozumie tego na czym polega transparentność reprezentowania suwerena w parlamencie. Niedopuszczalnym jest odmawianie opinii publicznej informacji związanych z piastowaniem funkcji demokratycznego reprezentanta narodu, a taką odmową bez wątpienia jest ignorowanie próśb o uzasadnienie swojego głosu przez posła. Karuzela śmiechu nie zwalnia. Co to, to nie.
Wczoraj w późnych godzinach wieczornych otrzymałem propozycję objęcia teki ministra sprawiedliwości. Propozycję tą na me ręce złożył osobiście pan Kanclerz. Racjonalnym w takiej sytuacji jest rozpoczęcie rozmowy na temat zakresu obowiązków, oczekiwań przyszłego przełożonego co do mojej osoby i zasad ewentualnej współpracy. Z takim pytaniem w odpowiedzi na propozycję Kanclerza wystąpiłem. Dzisiaj rano, około 2 w nocy. Otrzymałem informację, że wszystko jest w stosownym zarządzeniu. Negocjacje związane z angażem ministra sprowadziły się do podania suchego linku do dziennika praw. No cóż, zazgrzytałem zębami, ale uznałem, że po powrocie z pracy siądę do komputera, zapoznam się z linkowaną informacją i będę kontynuował rozmowę. Jak widać się spóźniłem i popełniłem błąd, że nie siedziałem o 3 nad ranem w internecie, bo z posta zagnieżdżonego w niezliczonych meandrach forum centralnego dowiedziałem się, że proponowana mi funkcja jest już zajęta.
Oczywiście pan Kanclerz nawet nie pokusił się o zakończenie procedury rekrutacyjnej informacją, że etat został zajęty. Dowiedziałem się, że pan Kanclerz uczynił jak uczynił, bo nie mógł czekać dłużej (niż 16 godzin), gdyż musiał przedstawić pełny skład personalny do powołania JKM. WKM Piotrze III Łukaszu, wiedzcie, że jesteście tyranem (więc liczę na znaczące spożycie kukulicy w sclavińskiej karczmie :D). Chcę zaznaczyć, szanowny czytelniku, więc schowaj widły i pochodnie do poskromienia mego ego, że powyższe jest bez związku z faktem wybrania przez Kanclerza innej osoby na proponowane mi stanowisko. Prawdę powiedziawszy staram się obecnie zdecydowanie unikać zobowiązywania się do czegokolwiek w formie etatowej - znam tendencje realiozy w moim życiu. Ale boli mnie niemożebnie styl w jaki ze mną się obyto. Inba.
Zmierzając ku końcowi tego artykułu chciałem napisać kilka słów o 69 boju posła Wandera o podcieranie się Regulaminem Sejmu w sytuacji gdy do Trybunału Koronnego kandyduje więcej osób niż jest wakatów. Nie jest to bowiem pierwszy bój i powtarza się cyklicznie od najmniej 2 lat. Kiedyś pokuszę się o wyliczenie tej częstotliwości i buńczucznie ogłoszę wiekopomne odkrycie stałej Wandera, ale to jeszcze nie dziś. Cieszy mnie jedynie, że życzeniowe boje ustąpiły miejsca propozycjom nowelizacji procedury. Ścieżka legalna jest lepszą drogą niż roszczeniowe porzućmy Regulamin, werdykt głosowania i zróbmy inaczej bo wydaje mi się, że tak będzie lepiej.
Na początku publikacji nadmieniłem, że kadencja Sejmu nie zdążyła się jeszcze zacząć. Dlatego w tym momencie wystawiam parlamentowi i rządowi żółtą kartkę i apeluję by nad moimi słowami szanowni Posłowie i Ministrowie się pochylili, zadumali i wyciągnęli naukę. Macie państwo czas by pewne standardy poprawić i kontynuować sprawowanie swoich funkcji tak, jak one wymagają.
1) zamiast rzucać linkiem mógł pan Kanclerz choćby przekleić to co w zarządzeniu stoi,
2) mógł pan Kanclerz zaczekać na odpowiedź przynajmniej te 24 godziny,
3) jeśli pan Kanclerz nie mógł czekać to wypadało napisać, że propozycja jest nieaktualna.
Słowem, postąpić tak jak by pan Kanclerz chciał by z nim postąpiono.
A jeśli drogi Akademik robi sobie kpiny z podnoszenia istotnego problemu prawnego, szukając sobie stałych Wandera, to może jednak lepiej sobie darować podkreślanie swojej przeszłości w Trybunale Koronnym. IMO nie wypada.
Badum tsss...
Nic nie powinno być bezproduktywne.
Teraz... mamy do czynienia z paraliżem społecznym. Źródło jest chyba w Watykanie. Czas na II.
Prowadzi JKW do kostnicy? Bo ponoć poseł na Sejm.