Daniel von Witt, Sułtan Dremlandu, ojciec wszystkich ojców, mędrzec wszystkich ksiąg, ten który pociąga za sznurki i radośnie rządzi Królestwem Dreamlandu za pomocą fasadowego Premiera i Króla (trzymanych pod stalowym podkuciem swego obuwia), stworzył sobie wyimaginowany świat, w którym istotę swojej egzystencji oparł o niezbyt zrozumiałą (bo nieprawdziwą) ocenę Księstwa Sarmacji i niebywałe kompleksy na punkcie Kanclerza von Thorna.
Drodzy czytelnicy, to że von Witt tak sobie żyje nie powinno dziwić. Wszak podobny styl istnienia kierowany jest względem wszystkiego co się rusza. Dziwi jednak, że większość pozostałych obywateli Dreamlandu podchwyciła ową imaginację, przyjęła ją bezrefleksyjnie na wiarę i ślepo podąża za swym sułtanem w zbiorowej halucynacji.
Jak wiemy Dreamland udzielił azylu Arsacjuszowi Arpedowi, który, niezależnie od postrzegania przez nas sprawy baridajskiego sierpnia, bezapelacyjnie i bezprawnie uzurpuje sobie tytuł Króla Baridasu. Otóż sprawa zaczęła się z chwilą, kiedy sułtan von Witt przyklasnął temu teatrzykowi i udzielił mu aprobaty - swoją drogą wpisując się w historyczną tradycję dreamlandzkiego imperializmu.
Kto choć szczątkowo przegląda od czasu do czasu forum Dreamlandu ten wie, że w owym państwie żyje się Sarmacją mocniej niż w samej Sarmacji. A co Sułtan Dreamlandu głosi swym owcom?
Zamordystycznego Księcia, który z dziką rozkoszą wycina nieprzychylne mu chwasty (no bo przecież wcale nie było abolicji i amnestii wobec uczestników sierpniowych, próby resetu stosunków no i, co najgorsze, wcale nie jest tak, że z Księciem w polemikę można wchodzić, można się nie zgadzać, mieć odmienne poglądy i nawet sprawować najwyższe urzędy państwowe przy zachowaniu pełnej swobody - toż to fikcja).
Wszechwładnego Kanclerza, który niczym faraon trzyma nas wszystkich w kupie i wypiera nam mózgi, a każdy kto Kanclerza w całości, albo części popiera ten jest jego marionetką. Wszystkimi nami włada Kanclerz von Thorn. Jest absolutnym władcą Sarmacji, najbardziej wpływowym człowiekiem mikroświata. Tak, koniec zielonego stoliczka - teraz jest zielony ludzik (no bo przecież wcale nie jest tak, że wolni obywatele sarmaccy mogą się z Kanclerzem zgadzać, że większość w wyborach poparła kanclerski program, że Kanclerz ma ogromną opozycję, która ma pełną swobodę działania - w granicach prawa. Wcale nie jest tak, że nad wszystkim co się w Sarmacji dzieje sprawowana jest kontrola, a społeczeństwo obywatelskie piętnuje błędy władzy, a my wszyscy robimy to co nam sumienie nakazuje - toż to fikcja).
Automatyzacja agregacji to rozpaczliwa próba ratowania imperialistycznego wizerunku Sarmacji i zakrywanie plandeką spadającej na łeb na szyję aktywności. Ową plandeką zaś ma być dodanie do agregacji działów KSZ, które do tej pory były wzgardzone, ale z braku laku się nadają teraz by tworzyć sztuczny tłum (no bo wcale nie jest tak, że NIA zautomatyzowała sobie agregację, by ułatwić sobie życie i zmniejszyć nakłady admińskiej roboty, wcale nie jest tak, że forum agregujemy sobie bo mamy takie techniczne możliwości i tym samym ułatwiamy życie mieszkańcom, a już na pewno nie jest tak, że brak wcześniejszej agregacji KSZ był spowodowany brakiem wniosków o takową agregację - toż to fikcja).
Dreamland nie uznaje uzurpatora baridajskiej korony. Odcina się od jego działań na terytorium Dreamlandu (i wcale nie jest tak, że wspiera go, tworzy Rządowi baridajskiemu na uchodźstwie dedykowane działy na forum dreamlandzkim i przyklaskuje tej hucpie, zasłaniając się prawem wolności słowa, za które to innych mieszkańców Sarmacji krytykują, gdy ich wypowiedzi godzą w Dreamland - toż to fikcja).
W Sarmacji nie ma wolności słowa. U nas to wszystko jest zakazane, można mówić tylko to co Kanclerz von Thorn zaaprobuje, a w Dreamlandzie to można mówić sobie wszystko co się chce, jak się chce i kiedy się chce, a każdy obywatel Dreamlandu może sobie przywłaszczyć dowolny tytuł i prowadzić dowolną narrację (i wcale nie jest tak, że Sarmacja szanuje swoich partnerów zagranicznych oraz struktury samorządowe. Regulacje dotyczące tytułów wcale nie służą ochronie interesów tych podmiotów i ich czci. Toż to nie do pomyślenia, że w Sarmacji nikt bezkarnie nie może sobie tytułować się Królem Dreamlandu [zapewne w oczach sułtana von Witta uniemożliwianie przez Sarmację uzurpowania sobie tytułu dreamlandzkiego monarchy i penalizacja tego typu zachowań to najwyższe barbarzyństwo, pogarda do obywateli itd.] - toż to fikcja).
Wystawianie gołego tyłka to charakterystyczna cecha sarmackiej polityki zagranicznej (i wcale nie jest tak, że ową tradycję zapoczątkował pan Siergiusz Asketil słynną notą do Ministra Spraw Zagranicznych Republiki Bialeńskiej - nota bene syn ziemi dreamlandzkiej - toż to fikcja).
Szanowni czytelnicy, Daniel von Witt najwyraźniej ma kompleks na punkcie Sarmacji i Kanclerza, a jedyny kształt Pollinu jaki akceptuje to ten w jego wyobrażeniu i obrazowany przez KIK. Na każdym kroku krytykuje Sarmację wyssanymi z palca wyobrażeniami chorego umysłu, zarzucając nam kijowdupizm i monowładztwo (zapominając, że to domena Dreamlandu i niedawno wchłoniętej Scholandii - będąca zresztą przyczyną dopiero niedawno przełamanej, niemalże całkowitej nieaktywności w obu wzmiankowanych państwach). Zarzuca nam też imperializm, ale na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy to Dreamland wchłoną dwie inne mikronacje, a obecnie łasi się na trzecią.
W ostatnich dniach pośmialiśmy się, ale myślę, że czas przestać karmić trolle i przejść nad tym do porządku dziennego. Sułtan von Witt niech zaś sobie żyje w świecie swych złudzeń (zresztą niedotyczących tylko Sarmacji, wszak i Republika Bialeńska jest pełna pionków sarmackich, a żywotnym wrogiem Korony Erbuzów jest też Surmenia). Leczyć się nie da, bo chory nie chce być leczony, a podawane leki - w postaci faktów - wymiotuje z bulimiczną pasją.
>przeczytaj artykuł dot. relacji KS i KD
>bóldupp że nieobiektywny i do bólu w stronę Sarmacji
Ach i nie obrażajmy się na bratni Dreamland, bo gdy oni nas opluwają, to wystarczy rozłożyć parasol - przecież to deszcz.
A Wicehrabia czyim jest klonem? ;)
Nareszcie jakiś sułtan w tym książęco-królewskim piekiełku. Tylko czy mam szansę...
I żeby nie było – to że doceniłem ten artykuł nie oznacza że moim zdaniem tak powinna wyglądać polityka zagraniczna Sarmacji. Taki sam artykuł opublikowany przez przedstawicieli sarmackiej władzy uznałbym za zupełnie niestosowny.
Oczywiście – jest to artykuł jednostronny i dopasowany – tu za przykład mogę podać wspomnienie o sarmackiej nocie dyplomatycznej od Siergiusza. Wypominanie jego przykładu, szczególnie dreamlandzkiego pochodzenia nie miało zupełnie sensu. Jego działanie było szeroko poparte przez społeczeństwo Sarmatów i też właśnie od Sarmatów pochodziło.
Jednakże – traktując jako refleksję obywatela, sarmackiego patrioty - artykuł uważam za wartościowy i zostawiam swoją pozytywną ocenę w postaci serca.
I tak. Wielu rzeczy jako Kanclerzowi w stosunku do obywateli, samorządów i państw trzecich robić nie wypada. I o ile te pierwsze dwie rzeczy często zostają wewnątrz państwa i później skutkują w relacjach wewnętrznych, tak zachowania do osób z państw trzecich rzutują w relacji tych państw do naszego państwa – nas wszystkich. I nie ma tu znaczenia, czy oficjalnie Kanclerz pełni rolę przedstawiciela w stosunkach zagranicznych czy nie. Kanclerz nie jest osobą anonimową. I – zapominając chwilowo o osobistych niechęciach – proszę to wziąć pod rozwagę.
Jeśli Pan Markiz tego nie czuje, to stawać nie musi.
My jednak, jako rzekłem, staniemy, obronimy i Awarę, i jak trzeba będzie nasze interesy na Kontynencie, nie wyłączając zabezpieczenia tychże w inny sposób. Wystarczy spojrzeć na mapę by zobaczyć, jakie są nasze interesy lokalne i odpowiednio zacząć o te interesy walczyć.
Nie ulega jednak wątpliwościom, że Dreamland liczy także na poróżnienie nas wewnątrz. Dlatego apeluję do Pana Markiza o wsłuchanie się w swój patriotyczny zew, bijący z samego źródła teutonizmu umiłowanie Ojczyzny jaką jest Księstwo Sarmacji i stanięcie z nami w jednym szeregu w celu obrony Sarmacji przed zbyt daleko posuwającym się nieprzyjacielem.
Kierując się sympatią ostrzegam naszych dreamlandzkich przyjaciół, że majstrują przy wieku puszki Pandory. Jeden krok za daleko i mikroświat wkroczy w nową erę.
nie chodzi o to, by być biernym wobec działań, które uznaje się za niesłuszne, czy niesprawiedliwe. Należy jednak takie działania odpowiednio ocenić i sklasyfikować, by dobrać do nich odpowiednią reakcję.
Nie chodzi też o poprawność polityczną. A o odpowiedzialność za nasz kraj. Właśnie przez organy władzy publicznej inne państwa nas postrzegają. Gdy będą zachowywać się inteligentnie, prezentować się w sposób stonowany – tak właśnie będziemy odbierani. Jeśli jednak organy władzy publicznej będą prezentowały chamstwo i brak taktu – to też przełoży się na wizerunek całego kraju. Należy o tym pamiętać, będąc politykiem.
W słowach wicehrabiego widać ten podstawowy problem – będziemy walczyć, obronimy, a jak trzeba to i Dreamland podbijemy! Czy Sarmacja może być za granicą traktowana poważnie, jak tego rodzaju sformułowania padają od Kanclerza Księstwa Sarmacji? Proszę to przemyśleć.
Natomiast co do podziałów – to nie żadne zagraniczne państwo poróżnia nas wewnątrz. Chyba że czegoś nie wiemy o działaniach Wicehrabiego. To właśnie osoba Wicehrabiego jest osią konfliktu wewnętrznego. Moim domem jest Teutonia. Dreamland Teutonii w żaden sposób nie zagraża.
To źle, że wyraziłem swoje zdanie? Skoro Pan Arsacjusz tak usilnie próbuje pozostać Królem Baridasu, a w Dreamlandzie dawni sarmaccy obywatele m.in Kacper Chatliński i Torkan Ingawaar popierają jego działania i rzekomo jak oni i sam Arsacjusz twierdzą są większością, to dlaczego nie przekonać się o tym?(abstrachując od tego, że Torkan nie był obywatelem baridajskim, ale inicjatywę Arsacjusza Arpeda popiera) Tym referendum na zawsze usta Pana Arsacjusza zostałyby zamknięte i jego roszczenia także. Obecni Baridajczycy i przedstawiciele władz uważają, że takie referendum nie ma sensu, gdyż większość zagłosowałaby na "nie". Skoro tak, dlaczegoby się o tym nie przekonać? Ale to moje prywatne zdanie, a i tak zrobicie co uznacie za stosowne, tylko szkoda, że nawet mała inicjatywa pojednawcza jest odbierana jako "pouczanie" jakbym to ja w tym momencie wydał rozporządzenie o rozpoczęciu referendum...
Nie wiedziałem, że mój ojciec rządzi za pomocą mnie i JKM Edwarda II. Sprawa nie jest oczywista co już kiedyś wspominałem. Moje zdanie różni się od zdania JKM i Daniela von Witta, co chyba już Szanowni zauważyli. Zarówno strona sarmacka jak i dreamlandzka skutecznie uniemożliwia inicjatywę pojednawczą. W KD moje działania nazywa się "płaszczeniem", a w KS - "pouczaniem". Jak człowiek jest miękki to mu wejdą w dupę i to dziś widać.